wtorek, 9 czerwca 2015

Zmiany?


Chyba jestem niekonsekwentna jeśli chodzi o pisanie... Oj.

Duuużooo się działo w ciągu tego (ojej! aż!) miesiąca. Jak ten czas szybko leci. Za szybko. Człowiek się nie zdąży nacieszyć, tylko musi gnać. Byle do przodu, byle nadążać za resztą. Każdym kosztem. Smutne. I męczące...

Chciałabym napisać coś mądrego. Z perspektywy czasu te całe 2 posty (plus jeszcze ten, trzeci) wyglądają jak straszne ględzenie. I zrzędzenie. Nadal się zastanawiam, czy nie warto by bardziej skonkretyzować tego bloga, ale z drugiej strony - pisać na jeden temat? Nudno jakoś... Poza tym trzeba by podjąć decyzję, a to nawet gorsze niż czytanie własnego zrzędzenia!

No dobra. Weźmy się w garść. Może zaczniemy od jakiejś mądrej myśli? (No, to już jakieś postanowienie! tygodniowa mądra myśl - uwaga, jeść póki nie zgnije).

...

(15 minut później) NIE. To za trudne, zwłaszcza na taką porę dnia, a raczej nocy. Zacznę od inspiracji muzycznej, niech będzie (#mainstream)... Na tyle mnie stać :D



środa, 22 kwietnia 2015

Random things, czyli trochę narzekania i trochę przytulania


Tadam, drugi post! Doczekaliście się.

Szczerze mówiąc, mam wielką ochotę ponarzekać sobie na życie. Wyżalić się bez zobowiązań i bez poczucia, że komuś przeszkadzam... Ale z drugiej strony może aż takie wywnętrzanie się w internecie nie jest najlepszym rozwiązaniem? W takim razie będzie krótko - dlaczego genetyka niektórym robi tyle niemiłych psikusów, a życie stawia na ich drodze mnóstwo pięknych i zdrowych ludzi, których ta sama genetyka potraktowała wyjątkowo łagodnie??? (Jeśli ktokolwiek chciałby spróbować odpowiedzieć na to filozoficzne pytanie, zapraszam do komentowania. Chętnie się dowiem, co myślą na ten temat Ci Wspaniali Nieliczni, Którzy Czytają Mojego Bloga).

Pomijając kwestie zdrowotne (własne, rodziny i znajomych), życie to całkiem fajna sprawa (jednak). A wiecie, co jest najlepsze?

PRZYTULANIE.

Tak, przytulanie to jest coś. Niesamowity rodzaj kontaktu z człowiekiem, który nie wymaga bardzo bliskiej relacji psychicznej, a jednocześnie uszczęśliwia obie strony. Poczucie ciepła, spokoju, akceptacji... Niestety, ten rodzaj kontaktu ma tendencję do zaniku. Nie wiem, jaka jest tego przyczyna, ale prawdopodobnie jest ich wiele i ciężko byłoby z nimi walczyć...

A jak wspaniale byłoby żyć w świecie, gdzie każdy z każdym może przytulać się ile tylko chce. Od razu bylibyśmy szczęśliwsi! Nawet nie wiecie, ile radości może sprawić porządne przytulenie jednej osoby :)

Zostawiam Was z tym, licząc na przemyślenie sprawy ;) Zachęcam też do komentowania! Nieważne, czy się ze mną zgadzacie, czy nie, niesamowicie miło jest widzieć, że nie wysyłam tych postów w pustkę. Poza tym, jak już wspomniałam, chętnie poznam Wasze opinie na różne tematy, które będę tu poruszać. (Tak, podjęłam decyzję, blog zostaje i będzie się rozwijał!)

Stay tuned!

środa, 15 kwietnia 2015

Początek (i może nie koniec)


Napiszemy dzisiaj bloga...

Przyznaję się, przez długi czas od blogów trzymałam się z daleka. "Bo przecież to takie mainstreamowe, fuj". Blogi o modzie, blogi o jedzeniu, blogi fotograficzne, blogi "lifestyle'owe"... Tyle tego, że aż głowa boli. Powielające się opinie, nastolatki próbujące zdobyć popularność, chwalenie się tym, co się ma lub umie... Nie, żebym nie spotkała się z wartościowymi blogami, nie chcę też nikogo obrażać (pierwszy post-hejt? może lepiej nie...). Po prostu nie czułam tego. I już.

A tu nagle taki pomysł. Sama nie jestem pewna, skąd. Geniuszem pisarskim nie jestem. Zresztą żadnym innym też. I może właśnie dlatego chcę, żeby ten blog powstał - blog dziewczyny, która nie ma żadnych specjalnych talentów. Nie umie śpiewać, nie umie grać, nie ma figury modelki ani zacięcia fotograficznego. Nie pisze wierszy, nie filozofuje, a rysowanie w jej wydaniu... to tylko jakieś kiepskie bazgroły w zeszyciku A5 (no, A4 czasem też się zdarza ;)). Po prostu żyje, i chce coś z tego życia wynieść.

Teraz pewnie pomyślisz, Czytelniku: "A, czyli jednak lifestyle blog, a przecież pisała, że tego nie lubi". Od razu odpowiadam - nie wiem, co z tego wyjdzie. Może to mój pierwszy i zarazem ostatni post? Nie liczę na to, że kogoś zainspiruję (jasne, byłoby miło, ale kim ja jestem, żeby inspirować?). Nie myślę też: "O, popiszę sobie w internecie, coś po mnie zostanie!". Wolę żyć "w realu", nie uciekam w sieć (dosłownie i w przenośni, bo internet w nadmiarze to pułapka - ale mi się ładnie napisało :D), ale miło jest się podzielić spostrzeżeniami z tego życia, prawda?

Zwłaszcza jeśli jest to życie tak intensywne jak moje.

Napiszemy dzisiaj bloga... Bo nie zaszkodzi spróbować :)