wtorek, 16 maja 2017

s t r a c h, czyli list do samej siebie

Boję się, że tylko niepotrzebnie pakuję się w powroty do przeszłości.

Powinnaś iść do przodu. Ale ty się boisz. Nawet nie wiesz, czego. PRZYSZŁOŚCI. To zbyt ogólne. Przyszłość może być dobra, naprawdę. Dlaczego przeczuwasz traumę? Bo musisz wyjść ze strefy komfortu? A może to dobrze ci zrobi?

Może odnajdziesz w sobie pokłady siły, której tak bardzo ci teraz brak? Może odnajdziesz swoje powołanie? Ścieżkę przeznaczoną specjalnie dla ciebie? Może znajdziesz wreszcie człowieka, którego zdolność kochania dorówna twojej? A może - równowagę między ogniem i wodą w twoim wnętrzu?

Może to wszystko jest na wyciągnięcie ręki? A ty tak się boisz...

To tylko życie. To przydarza się każdemu, na to każdy cierpi. Uleczalne tylko w nieetyczny sposób, który odrzuciłaś. Myśl racjonalnie. Czy to ma prawo skrzywdzić cię bardziej niż kogokolwiek innego?

Nie. Każdy swoją porcję cierpienia, swój przydział, przecierpi inaczej. Na swój sposób. Swoją miarą. Przecierpi, odcierpi, przeżyje. To naprawdę tylko życie, a ono nawet w cierpieniu potrafi być piękne.

Zrób ten krok, drugi, trzeci, piętnasty. Nie musisz nawet palić mostów, skoro zostawiasz je za sobą. Nie wykręcaj odrętwiałej szyi, idź.

niedziela, 14 maja 2017

dziennik maturzysty #5

do następnej matury: 36h 52min

8/10. W tym najstraszniejsze ustne i przerażająca, bo bardzo ważna, biologia. Została geografia (co biol-chem robi na maturze z geografii??? yolo...) i francuski.

Jestem już bardzo zmęczona. Emocje, stres, nauka i wysiłek związany z każdorazowym trzygodzinnym wytężaniem szarych komórek biorą górę. Już chyba tylko ambicja trzyma mnie przy żelaznym postanowieniu niepoddawania się i nierzucania wszystkiego gdzieś - ambicja i poczucie, że nie wypada poddawać się na samym finiszu. Tylko dwie, zaraz tylko jedna, a później błogi odpoczynek. Zasłużony!

Co prawda jeszcze nie skończyłam matur, ale mogę już chyba powiedzieć, że w wyobrażeniach były znacznie gorsze niż to, czego rzeczywiście doświadczyłam. Po prostu kolejny w życiu egzamin. Często prostszy niż sprawdziany, które pisałam w szkole. Tylko dwie rzeczy były trudniejsze: konieczność wysiedzenia w miejscu przez trzy godziny (ruch pomaga ułożyć myśli!) i niejasne polecenia. Gdzie się podziewa obiektywizm, skoro do zadania z biologii mogę podejść od trzech różnych stron, a tylko jedna jest punktowana? Konia z rzędem i lody truskawkowe dla znalazcy!

◉◉◉

Piszę te wszystkie maturki, grzecznie ubrana w elegancki strój, noszę ze sobą te wszystkie czarne długopisy i niesamowicie tęsknię za przygodą. Trochę naiwnie zapominając o tym, że przygody mogą mieć negatywne strony. Mogą boleć. Uświadomił mi to mój pierwszy od dawna pobyt w kinie - American Honey. Absolutnie jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam, z przecudownym soundtrackiem i wszechogarniającą atmosferą gorącego lata. Wspaniała postać głównej bohaterki, z którą utożsamiam się mimo ogromnych różnic sytuacyjnych... i jej ból, który sama poczułam. A do tego pytania, które zostały po seansie. To chyba solidne wyznaczniki dobrego filmu.

Zamiast spoilerów podrzucam fragment soundtracku. Ja poczułabym się zachęcona.


poniedziałek, 8 maja 2017

dziennik maturzysty #4

do następnej matury: 12h 02min

5/10 matur za mną. Trochę przestaję się bać, mniej się stresuję. Okazuje się, że mam wiedzę, w której istnienie wątpiłam, a do tego jeszcze działającą intuicję. Jestem w szoku.

Dzisiejszy dzień w ogóle obfituje w zaskoczenie - pogodą, głupim błędem na rozszerzonym angielskim, ludźmi, samą sobą, własną naiwnością i odwagą. I zmianami, jakie zaszły przez te trzy lata liceum. Jestem naprawdę w nieskończonym szoku.

Chciałabym to opisać, ale chyba jeszcze nie jestem gotowa, jeszcze nie do końca to wszystko rozumiem. Wszystkie porażki, nauczki, cuda, które wzięły się nie wiadomo skąd i na które nie zasłużyłam. Pewnie nigdy nie przestanę tego analizować, a na pewno nigdy nie przestanę się dziwić. Jakimś magicznym sposobem to wszystko mnie buduje. Nawet to, co czyniło mnie zupełnie rozbitą, nawet to, co pozostawiło trwały ślad w psychice, co zmieniło mnie i od środka, i od zewnątrz. Magia jak nic.

Kiedyś to wszystko opiszę.

(Dlaczego największe rozkminy przychodzą akurat w trakcie matur???)

i said it doesn't matter where i go
i am calling all the poets in the battle
i am shouting to the world
let them know that we won't be afraid to step into the fire
when we can't see the light

piątek, 5 maja 2017

dziennik maturzysty #3

do następnej matury: 56h 15min

Szybko dziś poszło. Nie żeby matma sprawiała mi jakąś specjalną przyjemność... Jednak mimo chorobliwego przerostu ambicji udało mi się spojrzeć trzeźwo na własne umiejętności i, przede wszystkim, potrzeby. Niby na każde studia matma jest potrzebna, ale na moje wystarczy ładnie zdana podstawa. Taka raczej będzie. I jestem zadowolona, co chyba najważniejsze.

Popołudnie mogłam poświęcić na odpoczynek (nareszcie!). Czuję już nadchodzące lato, głównie przez charakterystyczne zapachy - mrożona kawa, nagrzane miasto po deszczu, rozpalona skóra. Dużo marzę o tym, co w te najdłuższe w życiu wakacje może mnie spotkać, planuję, co chcę zrobić, i ganię się w myślach. Cenny czas na maturalne powtórki topnieje w oczach, nieładnie! Ale nie mogę się już powstrzymać...

Kuszą dni wypełnione dobrymi książkami i odkrywaniem Warszawy. Kuszą miejsca, które chcę odwiedzić. Kuszą te wszystkie zachody słońca. Tyle piękna i radości mnie czeka!

Ale najpierw trzeba będzie odespać.

 Muzycznie też wchodzę już w letnie klimaty :)

czwartek, 4 maja 2017

dziennik maturzysty #2

do następnej matury: 10h 12min

wypracowania jakoś popłynęły same!
ale teraz płynie przemęczony mózg

idę umierać w oczekiwaniu na matmę :)

środa, 3 maja 2017

dziennik maturzysty #1

do pierwszej matury: 18h 29min

Godzina zero coraz bliżej. Stres i niepokój powoli narastają, chowając się czasem pod warstwą błogiej obojętności. Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. Czas na działanie i naukę dobiegł końca, teraz pozostaje tylko najdłuższa egzaminacyjna bitwa w całym moim życiu.

16 dni. 8 egzaminów pisemnych, 2 ustne. Jakoś trzeba przez to przebrnąć.

Spotkałam się z określeniem, że matura to zjawisko zbiorowe - w kontekście maturzystów jako grupy ludzi napędzających nawzajem swój stres. Nie do końca się z tym zgadzam. Moim zdaniem zjawisko obejmuje znacznie szersze grono: rodziny, które mają pewne oczekiwania; nauczycieli, którzy często wyniki z matur traktują jak wyznacznik ich poziomu nauczania i skuteczności pedagogicznej; starszych kolegów, którzy przy każdej okazji chętnie wspomną o tym, że "maturalne piekełko" mają już za sobą. My, maturzyści, postawieni przed koniecznością zmierzenia się nie tylko z maturą, ale i z presją otoczenia, nie chcemy już powiększać tych negatywnych odczuć. Widzę między nami ogromne wsparcie we wspólnej niedoli i jestem za nie wdzięczna.

Nadal nie potrafię wyobrazić sobie swojego życia po maturze. To będzie jakiś koniec, ale jaki? Co później? Może dobrze, że nie wiem - przynajmniej się nie rozczaruję.

Czy matura to rzeczywiście najważniejszy egzamin mojego życia? Okaże się niedługo.