środa, 7 grudnia 2016

Odys 2k16

odnaleźć siebie w tłumie
jest tak trudno
zanikające granice między człowiekiem
a człowiekiem
zamazane kontury
rozmazany tusz
do rzęs
na cudzym rękawie

byt bez przynależności
wsiąść w pociąg i wyjechać
odnaleźć brak siebie
gdzie indziej
wrócić
wegetować
tułać się
bez końca

kochać te same twarze na śmierć
bo śmierć pewniejsza niż życie
powtarzać te same schematy
tęsknoty
błądzić
bredzić
lub milczeć
bez końca

odnaleźć brak siebie
w ich twarzach




niedziela, 9 października 2016

sugestia?

są rzeczy, których nie chcę
widzieć
są rzeczy, których nie chcę
słyszeć
wciskane mi na każdym kroku
zagnieżdżające się coraz
g ł ę b i e j

aż w końcu nie wiem, kim chcę być
czy jest coś, co potrafię zrobić, gdy tyle jest
lepszych
mądrzejszych
zdolniejszych
piękniejszych
...

bez szans na szansę na szali sztuka istnienie szukanie
bez znaczenia

bez znaczenia już.

nawet dla siebie nie będę jedyną

poniedziałek, 19 września 2016

jesień

zielono-złote liście i słońce
a ja
czuję już w kościach nadchodzącą zimę
i cieszę się w duchu, choć głupio się przyznać, bo zima
jakoś magicznie usprawiedliwia
o b o j ę t n o ś ć
nie każe się przejmować każdą przegraną
każdym zgubionym słowem
zwalnia z obowiązku
czucia



sobota, 30 lipca 2016

CONTENT WARNING

Czytać na własną odpowiedzialność. Lub nie czytać.


Srsly, i warned you.


Trudno jest się uśmiechać cały czas. Czuję się winna, bo mam wrażenie, że takie do tej pory było moje przesłanie - uśmiech, uśmiech, dobroć, uśmiech. Hipokryzja lvl 527. Przepraszam.


Czasem trudno nawet zmusić się do uśmiechu. Do skrzywienia tej ziemniaczanej twarzyczki. Bo w głowie burza, wątpliwości, strach, paraliż, ból, morze smutku, nie, ocean, tsunami, krzyk. Nie mogę już udawać, że wszystko jest okej. Docieram do granicy. Kładę się spać - "jutro będzie lepiej". 5h snu, może 10, 12. Co to zmieni. Budzę się. Siadam na łóżku i płaczę, zwijam się w kłębek, bo moja głowa znów próbuje zabić mnie od środka. Najgorszy jest strach. Niby nic, ale siedzi tam cały czas, tli się, żeby zaatakować z zaskoczenia nagłym paraliżem. Każdy najmniejszy plan, coś, co i tak muszę zrobić, rozrasta się do rozmiarów Everestu. I wtedy do strachu dochodzi stres, tysiące możliwych zakończeń najprostszej możliwej sytuacji, oczywiście najwięcej tych najgorszych. Mimo to wstaję, ubieram się i wychodzę. Nic po mnie nie widać? Walka toczy się wewnątrz. Byle tylko zachować pozory, nie rozkleić się na środku ulicy. Wytrzymać do wieczora. Pójść spać. A następnego dnia - zobaczy się. To loteria. Przygotuję się na najgorsze, a tu spokój przez kilka dni, tygodni. Odetchnę z ulgą, a strach postanowi znów wypełznąć. Ale mam szansę, dlatego próbuję od nowa. Reset.


Brzmi strasznie? Można się przyzwyczaić. Wiem, że nie jestem jedyna - to pomaga przetrwać. Ile nas jest? Kto to policzy? Ale jeśli wygram, będę mogła im pomóc. Wiem, że u mnie to już wersja light, odzyskana chęć życia trzyma mnie twardo na nogach. Nie każdy ma takie szczęście. Boję się, że nie umiałabym pomóc osobie, którą sama kiedyś byłam. Ale już sama obecność jest ważna. Serio.

Co jest najtrudniejsze? Być sobą, stając naprzeciw fali oczekiwań. Starać się nie zawieść nikogo swoim popapraniem. I nie zaszkodzić, tylko nie zaszkodzić, nie skrzywdzić. Upchnąć strach pod dywan? Uparte stworzenie, i tak wylezie. Oswoić? Tak, o s w o i ć.


Chcę zrobić coś dużego. Coś dobrego. Coś zmienić. Coś poprawić. Jeszcze nie wiem co, ani jak, ani kiedy. Nie mogę bezczynnie stać w miejscu.

Dość.


zdjęcia znalezione w internetach, dziękuję autorom, pewnie nigdy ich nie znajdę, ale jeśli znajdę, to umieszczę tutaj c:

niedziela, 5 czerwca 2016

Afraid of heights

Nie lubię zaczynać. Można powiedzieć, że wręcz nie umiem. Nie umiem też podejmować decyzji, boję się tego jak ognia i unikam w miarę możliwości. Odpowiedzialność mnie przeraża. A przecież jestem odpowiedzialna za siebie, za swoje życie...

Stoję na krawędzi. Mam trzy możliwości - cofnąć się, stać w miejscu lub zrobić krok do przodu. Tylko przepaść kryje coś, czego nie znam. Boję się nieznanego. Ale czy chcę wracać tam, skąd przyszłam? Czy chcę zostać tu, gdzie jestem? Tylko przepaść obiecuje coś więcej. Przecież to niekoniecznie musi skończyć się źle, prawda?

Mam jedno marne istnienie. Czy ono coś dla kogoś znaczy? Nie wiem. Ale jest MOJE. Prosto byłoby podjąć tę ostateczną, egoistyczną decyzję, która zakończyłaby wszystkie problemy, cały ból, wątpliwości, wykluczenie, ostre słowa, niespełnione oczekiwania. Na swoich barkach niosę to, co przeżyłam, przetrwałam - czy mam odwagę, by wziąć na siebie więcej?

Dochodzę do wniosku, że z każdym dniem jest trudniej, ale powrotu nie ma. Stać w miejscu? - nie ma sensu. Przepaść szepcze, zachęca, zmusza do częstszego zerkania w dół. Silniejsza od lęku wysokości...

Włączam tryb odwagi. Strach nie znika, ale nie mogę mu pozwolić na pełną kontrolę. Muszę pokonać lęk wysokości. Jedyna droga prowadzi w dół.

Tyle że przepaści są dwie. Wybierz właściwą! Stawka to życie.

sobota, 9 kwietnia 2016

ZnormalizowanyTY

Jakoś tak niechcący wyszło - miesiąc i żadnego posta, nawet pół słowa, że jeszcze żyję. Tak więc żyję i mam się całkiem nieźle. A Ty?
Dziś w odpowiedzi na aktualne potrzeby otoczenia. Ale bardzo indywidualnie.

Jest coś, z czym spotykam się ostatnio bardzo często. "To coś" jest o tyle dziwne, że niby siedzi w środku człowieka, a jednak widzę to nie tylko u siebie. Potrafi zniszczyć od środka. Wypalić. Pozbawić motywacji, a nawet chęci przebywania z innymi.

To przekonanie o tym, że nie da się mnie w 100% zaakceptować. Że nikt nie będzie umiał. Że zawsze pozostanie we mnie coś, co będę musiała ukrywać, żeby chciano ze mną przebywać. A jeśli wyjdzie na jaw, ludzie się ode mnie odwrócą, nawet ci najbliżsi. Odejdą, znikną, wyparują... Dlatego to chowam... cokolwiek by to było, cecha charakteru, przekonanie, wyznawana wartość, element przeszłości, który mocno na mnie wpłynął - musi zniknąć. Bo inaczej zniknie drugi człowiek.

Tylko czy masz świadomość, co tak naprawdę ukrywasz?

Część siebie. Coś, co odróżnia Cię od innych. Tak, naprawdę, to Cię odróżnia! A chowanie czegokolwiek prowadzi do normalizacji, pewnego uogólnienia, upodobnienia się do innych. To właśnie strach przed innością drugiego człowieka powoduje brak akceptacji. Może słusznie, że się tego obawiasz - ale ile wytrzymasz? jak długo będziesz mógł żyć niepełny, znormalizowany? Możesz być pewien, że istnieje w Tobie granica. Granica możliwości. Pękniesz, gdy ją przekroczysz. A wtedy ciężko będzie wszystko posklejać na nowo...

Doszłam już do smutnej prawdy, więc teraz pora na pocieszenie. Brzmi ono: "wcale nie jest tak, że nikt Cię nie zaakceptuje!". Jeśli nadal tak myślisz - to totalna bzdura. Owszem, nie zawsze trafisz od razu na właściwą osobę, wiele razy się sparzysz, ale nie możesz się zniechęcić. Masz czas. Możesz szukać. Próbować.

A gdy znajdzie się chociaż jedna osoba, która Cię zaakceptuje, znajdziesz ich więcej. To niepisane prawo natury, relacji międzyludzkich, ciężko je zrozumieć, ale istnieje. I gdy już nic nie będziesz musiał ukrywać, zaczniesz naprawdę żyć i cieszyć się z tego. Piękne, prawda?

Więc próbuj. Warto. Naprawdę :)


cause life's for living right!

wtorek, 8 marca 2016

Sygnał Wenus → Mars

Drodzy faceci!

Nie, w tym zwrocie nie ma pomyłki. Jasne, dziś nasze święto, ale szczególnie dziś to WAM należy się kilka słów wyjaśnienia.

Coraz bliżej jesteśmy ery równouprawnienia - przez niektóre wymarzonej i wyczekiwanej, przez inne znienawidzonej. Jednak niezależnie od tego, po której stronie barykady stoimy, Dzień Kobiet jest dla nas niesamowicie ważny. Dlaczego? Dlatego, że często zdarza się, że dopiero wtedy zostajemy zauważone. Docenione. Pochwalone.

Prawda jest taka, że codziennie urabiamy się po pachy, starając się dotrzymać Wam kroku. Na misji od 5:00 do 23:00, z głową pełną planów, pomysłów i zmartwień. W żaden sposób nie chcemy umniejszać Waszych możliwości ani zasług, ale myślenie o dwudziestu rzeczach naraz nie jest proste (niestety nie działa przycisk turn off...). Do tego bóle głowy, wahania nastrojów i wszystkie "humory", które tak Was dziwią i denerwują - nam też byłoby łatwiej bez. A mimo to wychodzimy z tym z domu i robimy, co tylko się da, żeby nie wyjść na jęczące marudy (wybaczcie te momenty, w których nam się nie udaje!).

Często jedyne, czego nam brakuje, to dobre słowo. Po prostu. To naprawdę może poprawić ciężki dzień, uwierzcie. Otrzymywane regularnie jest tysiąc razy lepsze niż kwiatki trzy razy w roku.

Drodzy faceci, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, powiedzcie swoim najbliższym kobietom coś dobrego. Partnerkom, przyjaciółkom, współpracowniczkom i komu jeszcze chcecie. Podziękujcie za to, że zwyczajnie SĄ, i odwdzięczcie się tym samym. To znaczy dla nas więcej, niż Wam się wydaje.

Uściski,

Kobiety

niedziela, 14 lutego 2016

Zakochani i chorzy psychicznie?

A jednak. Znów tu jestem. A co to oznacza???

BĘDZIE POST WALENTYNKOWY. Albo coś w tym stylu. I już. Kropka. #mainstream

Zastanawiałam się dziś, jak to jest z tym świętym Walentym. I jakie to wspaniałe, że to patron zakochanych i, jednocześnie, chorych psychicznie. I jak pięknie się składa, że niezależnie od mojego "statusu związku" mogę twierdzić, że to moje święto (jak wiadomo, ludzie dzielą się na dwie kategorie - "chorzy psychicznie" i "niezdiagnozowani") :D

Ale teraz przejdę do sedna, bo nie chcę Was dziś zbytnio zanudzać. Dziś mam dla Was zadanie! Tak naprawdę nie tylko na resztkę dzisiejszego dnia, ale na cały tydzień.

Chciałabym trochę przełamać konwencję Walentynek postrzeganych jako dzień "tylko dla zakochanych". Przejść do MIŁOŚCI jako ogółu, zostawić w tyle typowy związek, poszerzyć Walentynki do dnia "dla najbliższych". No bo okej, jesteś w związku, ale czy z całego świata tylko tę jedną osobę kochasz? uważasz za bliską? tylko tej jednej osobie ufasz, tylko tej jednej osoby nie chcesz stracić? A jeśli aktualnie jesteś singlem, to dlaczego masz spędzić Walentynki z dołem (nawet jeśli jest bardzo mały i chowasz go bardzo głęboko)? Może chciałbyś, mimo wszystkich plusów i minusów tego dnia, zrobić coś więcej?

Zadanie brzmi tak: W tym tygodniu zrób coś dobrego dla kogoś, kto jest Ci szczególnie bliski. Pokaż tej osobie, że jest dla Ciebie ważna. Podziękuj za wszystko, co dla Ciebie zrobiła. Jednej osobie, może trzem, może piętnastu, nieważne, to już zależy od Ciebie. I pamiętaj, "coś dobrego" to bardzo szeroka definicja :)

Ja od razu chcę podziękować wszystkim (i każdemu z osobna), którzy tu zaglądają i czytają tę moją paplaninę. A w szczególności dziękuję tym, od których dowiaduję się, że ta paplanina w czymś im pomogła. To najwspanialsza wiadomość, jaką mogę od Was otrzymać!

A tymczasem - stay tuned!


Tradycyjnie - odrobina muzycznej inspiracji na koniec!

czwartek, 11 lutego 2016

Opcja (prawie) walentynkowa

To miał być post walentynkowy. O trzech walentynkowych frakcjach społecznych, o relacjach międzyludzkich i przetrwaniu, gdy jesteś zmuszony ("ZMUSZONY", nie "to jest mój wybór"!) spędzić 14 lutego samotnie. Ale chyba jednak nie będzie.

Siedzę sobie już od dobrych kilku dni w Warszawie, po 4 dniach w prawie bezludnych Sudetach. Siedzę i po cichu obserwuję. I nie jest dobrze: pogoda znowu dołuje, przytłacza i aż fizycznie męczy, a ludzie jakoś tak po prostu się poddają... Społeczeństwo zdominowały smutne spojrzenia rzucane spomiędzy czapki i szalika naciągniętego na twarz. Uśmiechy w większości przypadków przypominają raczej wymuszone grymasy niż te piękne, promieniejące zjawiska zrodzone ze szczerej radości. A mnie aż boli od takiego widoku...

Najgorsza jest jednak powszechna frustracja wśród bliskich. Najtrudniej mi sobie z nią poradzić i wystawia na próbę moją (bardzo słabą) cierpliwość. Moja droga rodzicielka żartuje, że "to wszystko przez widmo Walentynek", chociaż osobiście zrzuciłabym odpowiedzialność na porę roku, pogodę i nadchodzący koniec ferii. Tylko po co zrzucać odpowiedzialność na cokolwiek, skoro to JA i tylko ja mogę zbudować swoją radość?

No właśnie. Niezależnie od tego, ilu i jakich mam przyjaciół, jak samotnie się dziś czułam albo jak bardzo zmokłam na deszczu, mogę się cieszyć. Wszystko zależy od perspektywy. Oczywiście, łatwo powiedzieć: "Spójrz na to z innej strony!", a znacznie trudniej zrobić... ale czy nie można spróbować?

"Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku".

Wyzywam dziś każdego z Was do zrobienia pierwszego kroku w stronę osobistego szczęścia. Chociaż takiego maleńkiego. Odrobinki radości z tego, że przeżyliśmy ten dzień, że zjedliśmy dobry obiad, że mogliśmy porozmawiać z kimś, kto jest dla nas ważny. Niby nic wielkiego, a jednak tak bardzo niezwykłego :)

A to sprawiło, że uśmiechnęłam się wczoraj. Chociaż trochę się spóźniłam i tajemnicze "cóś" zza biletomatu zdążyło zniknąć - więcej uśmiechów w Warszawie, proszę!


P.S. Wyzywam Was zupełnie na poważnie. Serio, kupię pączka każdemu, kto napisze do mnie: "Hej, Julka, słuchaj, dziś miałem fatalny dzień, ale jestem szczęśliwy, bo [insert reason]"! Może być i ciastko, jeśli wolicie. Będzie dobrze pasowało do codziennej porcji szczęścia, obiecuję.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Cy tata cyta cytaty Tacyta #1

BANAŁ na dziś. Ale jaki pozytywny :)

"Przeżywaj każdy dzień, jakby to był ostatni dzień twojego życia" - to często używany frazes, ale kto ma na to energię? A jeśli akurat pada albo złapałeś przeziębienie? To nie jest zbyt praktyczne. Znacznie lepiej próbować być dobrym, odważnym i przebojowym, tak żeby coś po tobie zostało. Nie trzeba od razu zmieniać świata, tylko ten kawałek wokół siebie.
David Nicholls 

środa, 27 stycznia 2016

Zimowy odwyk od pełzania

Nadeszła odwilż. Wilgotna, błotnista, lepka. Ohydna. I tak się jakoś odechciewa wszystkiego...

Ostatnie dni przed feriami, już czekają dwa tygodnie błogiego odpoczynku. Wyjazdy, a może spokojny oddech w Warszawie, książki, herbata (odwyk kawowy! koniecznie!), może jakiś wypadzik do Podkowy, starzy przyjaciele. Nareszcie. Byle tylko dotrwać, przetrwać te trzy, te dwa dni. Zaraz spełnią się wszystkie nasze sny.

Ale co potem? Trzeba znowu się spiąć, i teraz to już na porządnie! Taktyka "byle do końca roku" może być znacznie trudniejsza do wprowadzenia w życie niż "byle do ferii". Najprościej byłoby zahibernować uczucia i pełznąć przed siebie. Ale ja celuję wyżej. Wszyscy powinniśmy.

Tutaj pora na drobną dygresyjkę. 02.01.2015, Wwa - otwieram pusty zeszyt i w przypływie natchnienia wypisuję wszystko, co chciałabym zrobić w najbliższym roku. Największe marzenia. Gdy zaglądam na te strony kilka dni później, wygląda to żałośnie. "Serio myślisz, że uda ci się chociaż jedno z tych marzeń?" - mówi jakiś ironiczny głos z tyłu mojej głowy; powtarza to wielokrotnie przez rok. Systematycznie próbuję go zagłuszyć, czasami z sukcesem, czasami nie...
I tak docieram do stycznia 2016. Przypadkiem znajduję stary zeszyt i otwieram na stronie z marzeniami. I porównuję...

Spostrzeżenia? Wyszło. Udało się. Nie udało się zrobić wszystkiego, ale to, co było najważniejsze, jakoś wyszło. I daje chyba najwspanialsze poczucie satysfakcji i szczęścia, jakie może istnieć.

Z tego długiego i męczącego wywodu wynika drugi sposób na zmiany w swoim małym, indywidualnym wszechświecie. MARZENIA. Miejcie odwagę marzyć. Nie dajcie się zimowej chandrze. I choćby to były marzenia, które spełnią się za rok, za pięć lat, za dwadzieścia, nie bójcie się ich. Naprawdę nie ma czego :)



Dodatkowy motywator muzyczny:



Stay tuned!

niedziela, 17 stycznia 2016

Niekonsekwentna niekonsekwencja, aka "Akcja uśmiech"


Przypomniało mi się dziś, że kiedyś prowadziłam bloga...

Skończyło się chyba tak, jak zwykle - słomiany zapał, kilka postów, nic konkretnego. Bla bla bla, życie jest super, bla bla, pędźmy dalej z tłumem (a może właśnie pod prąd?), bla bla bla. Bla. Co to wnosi? Nic. Absolutne nic. A ja jestem niekonsekwentna.

Dlatego zaczynam od uśmiechu. Zbieram się do kupy. I piszę znowu.

Zacznę od tego, że chcę zmieniać świat. Mainstream? Może. Ale nie cały świat. Swój świat. Ludzi dookoła mnie. I chciałabym, żeby najbliższe kilka postów było o tym, jak każdy może zmienić swój malutki wszechświat.

Dzisiaj pierwszy sposób. Najprostszy sposób. UŚMIECH właśnie. "Akcja uśmiech", czyli spraw, żeby ktoś uśmiechnął się dzięki Twojemu uśmiechowi. Radość za radość. Adresat: kogo tylko sobie wybierzesz! Ktoś obcy, ktoś znajomy, ktoś smutny, ktoś zagubiony, ktoś szczęśliwy. Ktokolwiek, a przez to każdy.

"AKCJA UŚMIECH". START: JUŻ. DO DZIEŁA! :)